Translate

wtorek, 24 maja 2016

Gorące ferie zimowe na Florydzie

Pierwszą większą wyprawą był wyjazd na Florydę, który razem z Terką (koleżanką au pair z Czech) i Anią zaczęłyśmy planować już na początku listopada. Pod koniec tego miesiąca miałyśmy zarezerwowane już wszystkie atrakcje. Byłam bardzo podekscytowana tym wyjazdem, ponieważ miały być to moje pierwsze wakacje w styczniu... na Florydzie. 

Nasza przygoda zaczęła się we wtorek. Pobudkę miałam o 5 rano, telefon kontrolny od Ani, ogarnięcie się i na autobus, żeby przesiąść się do metra, które dowiozło mnie i Anię na lotnisko. Gdy spacerowałam z domu na przystanek byłam zaskoczona ilością biegaczy o tak wczesnej, wręcz nieludzkiej godzinie. 

Czekając na samolot, Ania, ja, Terka

Lotnisko na tle wschodu słońca

Lot minął nam bardzo spokojnie, ponieważ ucięłyśmy sobie drzemki. W Orlando wylądowałyśmy około 10. Z lotniska udałyśmy się do naszego motelu, w którym zostawiłyśmy nasze walizki na kółkach i Uberem (Dla niewtajemniczonych: Uber to aplikacja komórkowa działająca jak centrum taksówek. Już przed podróżą podany jest przedział cenowy, więc nie martwię się o to, że ktoś mnie naciągnie. Aplikacja połączona jest z kontem bankowym, dlatego też nie trzeba mieć dodatkowych pieniędzy i kłopotu z brakiem drobnych.) udałyśmy się do Universal Studio. 

Miałyśmy kupione bilety połączone do Universal Studio i części Park of Adventures na dwa dni. W pierwszy dzień zwiedzałyśmy część parku przygody. Udało nam się wypróbować wszystkie atrakcje. Jednak najbardziej podobało mi się spełnienie dziecięcych marzeń - odwiedzenie Hogwartu i Hogsmeade oraz przejażdżka Hogwart Express.

Początki przygody...

17*C w styczniu! 


Gonił nas!


Rzeźby na bramie Hogwartu

Domek Hagrida

Piwo kremowe, z niekończącą się pianką
Dodaj napis

Bramy Hogsmead

Dachy Hogsmeade






Byłyśmy na świetnym show o tym jak się robi makijaż w horrorach.


Po dwóch dniach relaksu, pojechałyśmy na wycieczkę do NASA. Nasz kierowca autobus był bardzo zabawny. Ciągle opowiadał dowcipy. Z poważnych rzeczy, które zapamiętałam, to, że nie rozumie popularności Disneylandu, skoro "NASA is the most important place  for human race." (NASA jest najważniejszym miejscem dla rasy ludzkiej.) 


Teren NASA jest tak  ogromny, że rozpoczęłyśmy ją od autobusowej wycieczki.

Rakieta kosmiczna.
Nie byłam świadoma tego jak ogromne są rakiety...




Następnym punktem programu była wycieczka łódką, w celu obserwacji piękna przyrody i poszukiwania aligatorów. Tego dnia niestety nie było, aż tak ciepło i słonecznie, abyśmy mogły oglądać aligatory. Dowiedziałyśmy się, że krowy są za dużą przynętą i  z racji gabarytów aligatory ich nie jedzą. 




Krowa, fot. Ania

Wieczorem tego samego dnia miałyśmy busa z Orlando do Miami. Gdzie byłyśmy około 5 rano. Nasz gospodarz z airbnb nie miał nic przeciwko, żebyśmy "wprowadziły się tak wcześnie". Spokojnie mogłyśmy się przespać. Po drzemce wybrałyśmy się na spacer... Miami przywitało nas deszczem. Spędziłyśmy ten dzień na leniuchowaniu. 

Smutne Miami


Kolejnego dnia pogoda była rewelacyjna. Miałyśmy zaplanowaną wycieczkę do Parku Narodowego Everglades. Miałyśmy okazję podziwiać aligatory w różnych rozmiarach oraz dowiedzieć się jaka jest różnica między aligatorem a krokodylem.

Słowianki odczarowują pogodę!

Znajdź aligatora w środowisku naturalnym.

Na tym zdjęciu nie jest to już takie trudne.

Takimi łódkami pływałyśmy.

Ile widzisz aligatorów?

Ten był bardzo blisko!

Takie tam z aligatorkiem.

W tamtą wycieczkę wliczony był także rejs widokowy po Miami.




Przed ostatni dzień naszej zimowej przygody spędziłyśmy na plaży. Nie był byśmy sobą, gdybyśmy tylko na niej leżały.

W Miami każda z budek ratowników jest inna. fot. Ania

Sukienka kupiona w listopadzie z przeznaczeniem "potrzebuję na Florydę". fot. Ania


Świeże owoce. 



Śniadanie krojone na naszych oczach.




Zabawnie, bo trafiłyśmy na wystawę starych aut... a tam Maluszek, tylko rok młodszy od mojego pozostawionego w domu. Serce biło mi szybciej i byłam w ogromnym szoku! fot. Ania


Kumulacją szczęścia było happy hour... Popołudnie i wieczór było bardzo udane. fot. Terka
Przedostatni dzień na Florydzie spędziłyśmy na Key West. Jest to najbardziej wysunięty na południe punkt Stanów Zjednoczonych. Główną atrakcją tego miejsca jest dom Ernesta Hemingwaya. Naszym największym szaleństwem był parasailing, czyli latanie na spadochronie przyczepionym do łódki motorowej.


Tak sobie latałyśmy.

Przepiękne widoki.

Tu widać, że to my. To naprawdę nic strasznego!

Z Key West bliżej jest do Kuby (140 km), niż do Miami (290km).

Tam nawet na chodniku jest poetycko!

Czas spędzony na Florydzie, był przez nas w 100% wykorzystany. Codziennie robiłyśmy coś nowego i szalonego. Cudownie było mieć słoneczne, gorące wakacje w styczniu. Polecam!

Floryda, polecam!