Translate

czwartek, 28 kwietnia 2016

North Carolina


Karolina Północna jest wyjątkowo ważna dla mojej host family. Mieszkają tam obie babcie, rodzice dzieci się tam wychowywali, a także studiowali. Dlatego też byłam tam już 2 razy, a w piątek wybieramy się tam na weekend. 


Za pierwszym razem pojechałam tam tylko z host tatą  i starszym chłopcem, ponieważ młodszy się rozchorował i został w domu z host mamą. Był to wyjazd związany ze zjazdem absolwentów Uniwersytetu Północnej Karoliny w Chapel Hill, w którym studiowali moi hości. Decyzja o tym, że jadę tam z częścią rodziny należała do mnie. Przez chwilę się zastanawiałam, ale w mojej głowie pojawiło się "Hello, jesteś tu po to, żeby podróżować. Jedziesz!". 

Pojechaliśmy i było świetnie! Spędziłam bardzo dużo czasu ze starszakiem, a że był to początek naszej wspólnej przygody ze mną w roli au pair była to doskonała okazja do większego dotarcia się. Cieszyłam się także z niezwykle cennego czasu 1:1, który zdarza nam się bardzo rzadko. 

Uniwersytet Północnej Karoliny w Chapel Hill to najstarszy uniwersytet publiczny w Stanach. Posiada piękny kampus po którym bardzo dużo spacerowaliśmy. 




Na terenie kampusu znajduje się także arboretum


W deszczowej chwil wstąpiliśmy na pokaz do planetarium. (zdjęcie robione przed seansem!)

Po seansie zwiedzaliśmy interaktywne muzeum będące częścią planetarium


Odwiedziliśmy także Kidzone w centrum handlowym- największa frajda to wbijanie gwoździ. 

Dzwonnica



Następnym wyjazdem do Karoliny Północnej był wjazd niecały miesiąc później na Święto Dziękczynienia. Ten czas spędzaliśmy w gronie rodziny mojej hostki w Atlantic Beach. Przed podróżą spytałam jak długo się tam jedzie... w odpowiedzi usłyszałam radosne "Bardzo krótko, jakieś 7 godzin, ale zależy od intensywności ruchu drogowego.". Uświadomiłam sobie wtedy jak ogromne są Stany, skoro 7 godzin jazdy samochodem to nieduży dystans. 




Ja i moi chłopcy oraz Sally, która oczywiście przybiegła do zdjęcia.

Radosna twórczość starszego chłopca, "best opare", chwilkę później powiększył moje kółko na całe podwórko.

Plażowe zabawy. Pogoda była zaskakująca, spodziewałam się jesiennych temperatur jak w DC, a tam żałowałam, że nie wzięłam stroju kąpielowego!


Thanksgiving świętowaliśmy w piątek, a według kalendarza w czwartek, ponieważ czekaliśmy aż wszyscy zjawią się w domu host babci. Poznałam tam dużą część rodziny mojej hostki- było nas łącznie siedemnaście osób. Nie czułam się tam wyalienowana, kuzyni, kuzynki, ciotki i wujkowie mojej hostki rozmawiali ze mną, więc był to miły czas. Przed rozpoczęciem jedzenia najstarszy członek rodziny wygłosił parę słów. Oprócz pysznej kolacji, na której oczywiście nie jadłam indyka, był deser w postaci ciast w 6 różnych rodzajach. Od siebie dołożyłam polskie ptasie mleczko kupione w polskim sklepie. Po tej uroczystej kolacji graliśmy w kalambury w dwóch drużynach - dziewczyny i chłopacy, z racji różnorodności wiekowej było bardzo dużo śmiechu. Dziewczyny wygrały!


Wegetariańskie świąteczne pyszności. Tak, Amerykanie jedzą coś poza indykiem na święto dziękczynienia.

Jutro jedziemy ponownie do Karoliny Północnej. Strój kąpielowy już spakowałam! 

wtorek, 19 kwietnia 2016

Początki i pierwsza wycieczka

Do Stanów przyleciałam dokładnie 21 września 2015 roku. Dla mnie ta podróż była wyjątkowo długa, ponieważ musiałam dostać się do Warszawy, stamtąd miałam lot do Londynu, tam przesiadkę do Nowego Jorku. W kolejce do odprawy stałam, siedziałam, leżałam i przesuwałam się przez cztery godziny. Mój bagaż na nadany szczęśliwie na mnie czekał.  Żeby dostać się do training school jechaliśmy około godziny. Oczywiście, nie obyło się bez wycieczki po szkole, mowie powitalnej i tak w łóżku znalazłam się około 1 rano czasu amerykańskiego/ około 7 rano czasu polskiego (czyli jakieś 26 godzin w podróży w których nie spałam).

W szkole spędziłam dwa i pół dnia. Na zajęciach mieliśmy wprawkę językową (wszystko odbywało się po angielsku), metody komunikacji, pomysły na spędzanie czasu z dziećmi, wykład o bezpieczeństwie oraz świetnie przeprowadzony kurs pierwszej pomocy.   

Szkoła na Long Island
Stołówka

Przybornik podczas kuru pierwszej pomocy.

Ostatni dzień w szkole urozmaiciła nam wycieczka do Nowego Jorku. Niestety trochę mnie rozczarowała, ponieważ ze względu na obecność papieża Franciszka, miejsca takie jak na przykład Time Square,  były dla nas niedostępne. 


Schody przeciwpożarowe
Zamiast tych najbardziej znanych miejsc zobaczyłam pomnik pamięci ofiar ataku na World Trade Center. Bardzo podoba mi się jego forma, sprawił na mnie bardzo duże wrażenie, bo zajmuje ogromną powierzchnię.  
Pomnik pamięci.. Nie jest to za dobry kadr, więc na pewno tam wrócę! 

Nowy budynek World Trade Center.

Kolejnym miejscem zwiedzonym w Nowym Jorku był punkt widokowy.

Widok na ruchliwą ulicę za mną



Jedną z atrakcji było jedzenie pizzy w tym samym miejscu, którym robił to Spiderman...
Joe's Pizza
Następny dzień, czwarty dzień w Stanach był bardzo intensywny. Był to dzień, w którym rozstawaliśmy się z nowymi znajomymi z całego świata i każdy z nas miał trafić do "nowego" domu, poznać rodzinę, którą już się trochę zna, zobaczyć miejsce, którym będzie się mieszkać. Z Nowego Jorku do Waszyngtonu jest jakieś 6 godzin samochodem, więc moim i grupy osób z okolicy środkiem lokomocji był autobus. Każda osoba była bardziej przerażona i podekscytowana, niż szczęśliwa. Myślę, że jest to jedno z tych uczuć, które zrozumie tylko inna au pair, bo niezwykle trudno jest je opisać. Moim bardzo odważnym stwierdzeniem, jest to, że au pair adoptują sobie rodziny....  

sobota, 9 kwietnia 2016

Skąd się tu wzięłam.

Jestem au pair - nianią, która jest członkiem rodziny. Mieszkamy w jednym domu (mam swoją cudowną jaskinię w piwnicy- mój pokój z własną łazienką, w którym jestem odizolowana od tego co dzieje się na górze. Piwnice w Stanach są całkowicie inne niż te, o których myślicie. Są minimalnie niższe niż pomieszczenia na pozostałych piętrach, są jasne i bardzo przestronne. W znanym budownictwie, można byłoby je nazwać parterem. Często znajdują się w nich bawialnie.), dzielimy lodówkę, skrzynkę na listy i zmartwienia związane z dziećmi. Z moją rodziną goszczącą  dzielimy się także swoim dniem, zabawnymi historiami i informacjami o tym gdzie można dobrze zjeść, albo co warto zobaczyć.

O programie dowiedziałam się w połowie drugiego roku studiów. Od razu zapisałam się na najbliższe spotkanie, na którym cała idea programu  spodobała mi się jeszcze bardziej. Zdecydowałam skończyć moje studia i zostać au pair. 

Dlaczego? 
Od początku był to dobry plan na czas "a co po licencjacie", przed wyborem kierunku studiów magisterskich. Czułam potrzebę oddechu od wszystkich spraw uczelnianych. Pierwszy semestr trzeciego roku był dla mnie bardzo wyczerpujący ponieważ podjęłam wyzwanie, którym był drugi kierunek studiów rozpoczęty od pierwszego roku - pedagogika. Polubiłam pedagogikę, ale  potrzebowałam więcej przestrzeni na życie prywatne, pisanie licencjatu i korzystanie z uroków życia we Wrocławiu, więc postanowiłam ją bez żalu porzucić. Trochę też zniechęcił mnie jeden z przedmiotów,  z którego prowadząca nie chciała mi przepisać oceny pomimo, że na kulturoznawstwie miałam to wszystko o wiele bardziej szczegółowo. 

Innymi z powodów dla których się tu znalazłam to, to że uważam mieszkanie w Stanach za najlepsza, najdłuższa i najbardziej praktyczną lekcję angielskiego, w której jest mi dane uczestniczyć. Poznawanie tutejszej kultury w jej wąskim i szerokim rozumieniu ("zboczenie zawodowe") jest czymś, co najlepiej według mnie odkrywa się metodą obserwacji uczestniczącej (trochę antropologii, nikomu nie zaszkodzi!).   
Aspektem, który bardzo na mnie oddziaływał, to możliwość podróżowania po USA. Gdybym nie została au pair, mogłabym pozwolić sobie na tak dokładne zwiedzanie Stanów, chyba dopiero po zarobieniu pierwszego miliona. Chociaż mi to by i pół starczyło!
Program au pair gwarantuje szkołę. Au pair jest zobowiązana do zrobienia kursu o równowartości 500$ - 6 kredytów (tutejsze punkty ECTS, dla osób jeszcze przed/lub dawno po studiach to Europejski System Transferu Punktów (ECTS, ang. European Credit Transfer System), opłacanych przez rodzinę goszczącą. Myślę, że niewiele osób w Polsce w swoim CV może pochwalić się jakąkolwiek amerykańską uczelnią.  

Uwielbiam pracę z dziećmi (przyszła au pair nie pisz w aplikacji, że lubisz dzieci, to może nie wystarczyć) i patrzeć jak się rozwijają. Jeszcze za czasów licealnych byłam wolontariuszką leszczyńskiego oddziału PCK, który prężnie działał na rzecz niepełnosprawnych dzieci, później byłam nianią we Wrocławi, Sędzią Stylu podczas Odysei Umysłu 2015 oraz aktywną uczestniczką wielu animacyjnych warsztatów. 


Obóz PCK, Brenno 2010, fot. Ola T.



Odyseja Umysłu 2015, fot. Robert



Warsztaty "Lina i jajko jako narzędzie pracy animatora i trenera", prowadzone przez Kamilę Suseł.

Część z liną. Jestem w fioletowej bluzce. Źródło: https://www.facebook.com/pora.na.animatora/)

Teraz jestem na wakacjach od dorosłego życia (chociaż czasami łapię się na myślach związanych z dziećmi, znajduję w plecaku smoczek, a w torebce "mokre chusteczki"), tego z płaceniem rachunków i robieniem zakupów. Czuję się częścią wspaniałej amerykańskiej rodziny, jazda samochodem po Waszyngtonie nie napawa mnie przerażeniem, a kieszonkowe w dolarach jest całkiem miłym zjawiskiem.

Na wakacjach, od wakacji. Miami 2016, fot. Ania L.


wtorek, 5 kwietnia 2016

Dzień dobry, dobry wieczór.

Jeżeli tu jesteś to znaczy, że jesteś kimś z mojej rodziny, znajomych, przyszłą au pair lub osobą szukającą czegoś w sieci/życiu. 

Jestem w Stanach już ponad pół roku i mam bardzo dużo przemyśleń, którymi chcę się podzielić. Tworzenie wideo bloga okazało się o wiele bardziej wymagające niż się spodziewałam, a podwyższenie jego poziomu bardziej mnie zniechęciło niż zachęciło. Stawiam na bloga, bo mogę spokojnie nadrobić stracony czas, pisać, kiedy tylko mam chwilę oraz dzielić się zdjęciami. 

W minionym czasie bardzo dużo podróżowałam. Zaczęłam od poznawania Wirginii i ważnych miejsc w historii Ameryki, takich jak York Town i James Town, gdzie przybywali pierwsi kolonialiści, czy Mount Vernon, które było siedzibą pierwszego prezydenta Stanów- Georga  Washingtona. Byłam w Północnej Karolinie na moim pierwszym, prawdziwym, amerykańskim Święcie Dziękczynienia (nie, nie jadłam indyka, ale byłam zaskoczona mnogością wegetariańskich pyszności, które nie były przygotowane pod moim kątem, ale są częścią tradycji). Poleciałam na Florydę, gdzie każdego dnia robiłam coś szalonego i nowego oraz wreszcie mogłam nosić letnie ubrania w styczniu. Zrobiłam sobie wycieczkę do Teksasu, gdzie spacerowałam samotnie po galeriach sztuki oraz w pełni przekonałam się, że wyprawa w pojedynkę może być równie atrakcyjna jak w większej grupie oraz jeszcze bardziej polubiłam couchsurfing. W ostatni weekend byłam kierowcą podczas objazdówki (udało mi się znaleźć polski odpowiednik road trip! :) po Zachodniej Wirginii, która uświadomiła jeszcze bardziej jak ogromne są Stany i zmotywowała do stworzenia bloga.

Anytown USA, Jack Pierson, instalacja w Dallas Museum of Art


Przeżyłam już tu pierwsze święta Bożego Narodzenia, podczas których przygotowałam dla mojej host rodziny polskie potrawy wigilijne, które zjedliśmy podczas wieczerzy zaraz po podzieleniu się opłatkiem,  składając sobie przy tym oczywiście życzenia. Następnego dnia, czyli w Boże Narodzenie  (jedyny naprawdę celebrowany dzień świąt w Stanach), tak jak tradycja nakazuje otwierałam swoje prezenty w świątecznej pidżamie.

Wielkanoc, była pierwszymi świętami, które spędziłam z przyjaciółmi, a nie z rodziną.  Tradycyjnie miałyśmy pyszne jedzenie (wegetariańskie oczywiście), zrobiłyśmy piknik z widokiem na pobliskie Great Falls.

Jako  au pair znam już nauczycieli i przyjaciół dzieci, którymi się zajmuje. Odczułam bardzo jak bardzo zima zaskakuje Amerykę (polskie "zima zaskoczyła drogowców", to pikuś z tym jak sparaliżowany był Waszyngton podczas tak zwanej Snowzilli). Znam cały rozkład zajęć dodatkowych "moich dzieci" wraz z dokładnymi lokalizacjami. Wykorzystałam część kredytów (takie punkty ECTS, które muszę wykorzystać na naukę) na zajęciach weekendowych połączonych z wycieczką (o tym więcej już w krótce). Spędziłam godziny rozmów na Skypie i facebookowym czacie, za co jestem bardzo wdzięczna technologii XXI wieku. Mam w głowie dwa czasy- mój oraz ten minus 6 godzin w Polsce. Regularnie umieszczam zdjęcia na instagramie oraz bardzo polubiłam Snapchat (marianna.mjch), który daje mi możliwość relacjonowania na bieżąco co ciekawszych wydarzeń z mojego życia. Od teraz jako au pair z zapędami pisarskimi mam także bloga. Miłego czytania!