Wyjazd do Nashville był moim najbardziej spontanicznym tak dalekim wyjazdem do tej pory. Tutaj moja spontaniczność jest trochę inna niż w Polsce. O tym, że mam dodatkowy wolny poniedziałek dowiedziałam się za późno, by znaleźć blety lotnicze czy autobusowe w korzystnej cenie. Przez tydzień zastanawiałam się co mogę ze sobą zrobić, nie chciałam "marnować" całych trzech dni na siedzenie w domu. Próbowałam dogadać się au pair z Niemiec, z jednej z facebookowych grup, ale kontakt z nią był bardzo trudny i szybko się rozmył. Spytałam hostki czy mogę zabrać samochód, odpowiedziała, że jasne, nie ma problemu, ale żebym raczej nie jechała do Kanady. (Niagara czeka na kogoś wyjątkowego!)
W niedziele wieczorem napisałam posta na polskiej grupie. Nie chciałam szukać travel buddy za wszelką cenę, bo wiedziałam, że w tak krótkim czasie (5 dni do wyjazdu) będzie mi trudno dogadać się z potencjalnymi międzynarodowymi towarzyszami drogi (różne podejście do podróżowania i życia). Mój post brzmiał tak:
Post okazał się genialnym pomysłem, ponieważ odzew był większy niż liczba miejsc w samochodzie. Niestety niektóre dziewczyny pisały tylko o wolnym weekendzie nie zdając sobie sprawy, że droga do Nashville to 10 godzin samochodem (bez przerw), do Atlanty 8 czyli niewiele mniej. Na szczęście znalazły się Ola (mieszkająca dwie ulice ode mnie), Monika (mieszka troszeczkę dalej) oraz Klaudia, którym odpowiadał kierunek i czas wyprawy.
Z mojego tutejszego domu wyjechałam o 6 popołudniu w piątek, zebrałam dziewczyny i ruszyłyśmy. Oczywiście musiałam się trochę pogubić, pomylić imiona z adresami... inaczej nie byłabym sobą. Najkrótsza droga do Nashville to 660 mil (990 kilometrów)... Trasa i prowadzenie samochodu w nocy bardzo mi się podobało. Mały ruch, łatwiej się wyprzedza ciężarówki na autostradzie, a na stacjach nie ma kolejek. Ponieważ było to moje pierwsze spotkanie z dziewczynami miałyśmy wręcz nieskończoną liczbę tematów do rozmów (jak przez CAŁĄ wycieczkę, 80h- mało spałyśmy), więc zabawiały mnie rozmową, albo ustalały dyżury, która ze mną rozmawia. Gdy wszystkie mi zasnęły, włączyłam radio i zrobiłam sobie imprezę. Śpiąc straciły dużo zabawy! Z trzema małymi przerwami dojechałyśmy do obrzeży miasta i dopiero wtedy dopadło mnie zmęczenie. Zatrzymałam się na stacji, dziewczyny się obudziły, a że nie miałyśmy informacji od couchsurfingowego hosta, postanowiłyśmy przespać się trochę w samochodzie. Bardzo potrzebowałam tej chwili (dla mnie 1,5 godziny snu) wypoczynku, bo dopadła mnie senność i zmęczenie po całym tygodniu wstawania o 7:17. Jak uświadomiłam sobie czego dokonałam kierując tak długo samochód, byłam bardzo z siebie dumna. Nawet byłam dla siebie małą bohaterką!
Około 8 ruszyłyśmy na śniadanie, a po nim i ustaleniu planu dnia. Życie stało się piękniejsze! Do porządku doprowadziłyśmy się w restauracyjnej łazience.
|
Po nieprzespanej nocy wyglądamy tak. Radosne, bo w trasie! :D |
Pierwszą atrakcją na tej wycieczce była destylarnia Jacka Danielsa oddalona od Nashville zaledwie o 1,5 godziny jazdy. Nie mogłyśmy odpuścić jedynego takiego miejsca na świecie, które istnieje od 1866 roku. Niestety nie udało nam się dostać na wycieczkę z próbowaniem różnych próbek whiskey (chyba to i lepiej, bo tego alkoholu stanowczo nie lubię), z powodu bardzo dużej ilości odwiedzających, więc zadowoliłyśmy się podstawową wersją.
|
Grunt to przewodnik. |
|
Wejście. |
|
W kolejce po bilety przywitałyśmy się z Jackiem. |
|
Część muzealna znajdywała się w budynku, w którym kupowało się bilety. |
Do naszej tury miałyśmy niecałe 2 godziny, więc wybrałyśmy się na spacer do centrum urokliwego miasteczka Lynchburg.
|
Natknęłyśmy się na ten pojazd. Niestety bez kluczyków. Ola, Monika, ja, Klaudia. |
|
Bardzo amerykańskie zdjęcie. |
W związku z okrągłą rocznicą otwarcia tej destylarni było bardzo dużo ludzi z całego świata zarówno w miasteczku jak i w fabryce. Co ciekawe spotkałyśmy rodaków (nasza polska rozmowa została usłyszana), którzy wgrali jakiś konkurs rocznicowy i mieli całkowicie darmową wycieczkę (loty, zwiedzanie, noclegi w Nashville). Jednak można!
|
Ratusz? |
|
Jack jest wszędzie, z Moniką. Fot. Klaudia. |
|
Tennessee to prawie Teksas. Selfie w lustrze! |
|
"Wiemy, że to wspinaczka, ale warta wysiłku." W sklepie Jacka Daniel's. |
|
Zakupy na wieczór. 4% piwo smakowe z dodatkiem whisky. Smaki: jabłko, cytryna, arbuz, czereśnia (nie polecamy)... |
|
W sklepie były różne gadżety. Fot. Monika |
|
Jeden z budynków destylarni. |
|
Nasza przewodnika Debbie. Ona też lubi swoją pracę. |
|
W razie pożaru wozy strażackie zawsze na miejscu. |
|
Żródło wody, która ma bardzo niski poziom żelaza. Z niej tworzy się KAŻDĄ zawartość butelki Jacka Danielsa. |
|
Słowianki z Jackiem. |
|
Beczki. |
|
Leżakowanie. Fot. Klaudia.
|
Najciekawszym elementem było spacerowanie po różnych poziomach hali produkcyjnej. Był tam zakaz fotografowania, więc bardziej pochłaniałam informacje i ciekawostki. Jedną z nich jest to, że każdy pracownik razem z wypłatą co miesiąc dostaję butelkę whisky. Inną, to że w okolicy jest tak wysokie stężenie alkoholu w powietrzu i glebie, że drzewa mają tam czarną korę. Świetnym momentem było oglądanie jak zboże pracuje w ogromnych zbiornikach. A zdecydowanie najbardziej nam się podobało wąchanie drewna przez które alkohol się destyluje (chemicy Wy się na tym znacie, nie ja!) i dzięki niemu ma brązowe zabarwienie (o ile dobrze ZROZUMIAŁAM i zapamiętałam). Nie wiedziałam o tym jak w całym procesie ważne są beczki robione ręcznie na terenie fabryki. Ta wycieka była dla mnie świetną okazją do dowiedzenie się czegoś całkowicie nowego. Teraz mogę mówić, że byłam w miejscu produkcji jednego z najsłynniejszych alkoholi na świecie. Chciałabym serdecznie pozdrowić wszystkich smakoszy tego trunku, w szczególności moich dorosłych kolegów.
W drodze powrotnej miałyśmy nieprzyjemną sytuację w Tajskiej restauracji... Uwielbiam, jak na moje pytania: czy ta zupa jest z mięsem? czy jest na mięsie? W odpowiedzi słyszę: możemy wyjąć mięso i nie będzie z mięsem... A potem z karty dań przeczytałam, że na 10 różnych sałatek KAŻDA ma jakiś rodzaj mięsa, a zupełnie nie mogłam się dogadać co do opcji bez mięsnej. Byłam za delikatna mówiąc, że będę chora. Teraz będę mówić, że mam alergię na mięso i mogę umrzeć. (Tego mogą się bardziej przestraszyć, bo Ameryka to kraj odszkodowań.) Niezadowolone opuściłyśmy to miejsce i pojechałyśmy do znanego i lubianego IHOPu (International House of Pancakes).
Wróciłyśmy do Nashville, doprowadziłyśmy się do porządku i pomimo prawie nie przespanej nocy, ruszyłyśmy poznać wieczorne atrakcje tego miasta.
|
Nasza imprezowa ekipa. |
Tego wieczoru głównym celem był klub, w którym przetańczyliśmy pół nocy. W drugiej połowie posprawdzaliśmy kilka barów z których słyszeliśmy dobrą muzykę. Koło północy dopadł mnie kryzys i byłam tak zmęczona (przypomnę: 11 godzin jazdy, około 1,5 spania w samochodzie, wycieczka do destylarni=3 godziny w samochodzie), że już tylko szłam za moją drużyną i w każdym barze szukałam tylko miejsca siedzącego. Wytrzymałam tak długo jak pozostali mieli siły i gdy tylko usłyszałam, że wracamy odruchowo powiedziałam: Wreszcie!
Przy śniadaniu zrobiłyśmy plan dnia. Postanowiłyśmy przejść się spacerkiem do centrum i pooglądać miasto w dzień.
|
Architektura Nashville. |
Zaszłyśmy do Visitor Center i tam poczytałyśmy trochę ulotek...
|
... oraz zrobiłyśmy sesję z gitarą. Fot. Monika. |
|
Broadway street w dzień. |
|
Replika partenonu w oryginalnych rozmiarach, zbudowany w 1897 roku. Obecnie galeria sztuki. Zamknięta w niedziele... |
|
Wyskok do Grecji. |
Korzystając z możliwości jakie daje podróżowanie samochodem, zdecydowałyśmy się postawić stopy w kolejnym stanie, który był już tak blisko (1 godz. 40 min. w jedną stronę). Tym stanem była Alabama.
|
"Where the skies are so blue,
Sweet home Alabama
Lord, I'm coming home to you."
|
Punktem docelowym było miasteczko Huntsville, a sama droga do niego była bardzo malownicza.
|
Pomnik dwustulecia miasteczka. |
|
Z chodnikiem wypełnionym nazwiskami zasłużonych mieszkańców. |
|
Lunch w Taco Mamie. Polecamy! Pysznie, zdrowo (moje to po prawej) i tanio, prawie jak za darmo!
Pomimo, że nazwa brzmi trochę jak Taco Bell, to naprawdę świetne miejsce! |
Przed wyjazdem z Alabamy poprosiłyśmy obcego chłopaka o zrobienie zdjęcie moim polaroidem. Bardzo przejęta tłumaczyłam mu jak ma wyglądać to zdjęcie i jak działa ten aparat. Spytał mnie w jakim kraju kupiłam taki świetny aparat (chyba słyszał polski), moja odpowiedź rozśmieszyła wszystkich: na amazonie! (To internetowy portal zakupowy, gdzie można kupić WSZYSTKO, WSZYSTKO. Za to go kocham i nienawidzę.)
W Nashville byłyśmy już wieczorową porą. Tej nocy spałyśmy w bardzo fajnym i tanim hotelu/motelu, który dostosowany był idealnie do naszych potrzeb. Był tam nawet odkryty basen, w którym prawie się wykąpałyśmy, a rano jadłyśmy gofry na śniadanie.
|
Widok z hotelowego balkonu. Znajdź Batmana. |
Nasz ostani wieczór miał spełnić moje oczekiwania co do stolicy muzyki country. Zaplanowałyśmy zimne piwko w moim wypadku cydr z muzyką na żywo w tle, spacerek po nieznanych z poprzedniej nocy miejscówkach oraz w przypływie sił zabawa taneczna. Ustaliłyśmy, że o 3 rano najpóźniej jesteśmy w hotelu, żeby być w miarę wypoczęte przed co najmniej 14 godzinami jazdy.
|
Widok z dachu gdzie wznosiłyśmy wspaniałe toasty. Po lewej Visitor center |
W Nashville najbardziej rozrywkową ulicą jest Broadway Street. W każdej kamienicy znajdują się bary, najczęściej wielopoziomowe z przestrzenią i stolikami na dachach. Wszędzie słychać muzykę na żywo, cudowne było to, że na każdym piętrze barów grał inny zespół. Hitem, który słyszałyśmy tego wieczoru co najmniej 4 razy był utwór "Sex on fire" zespołu Kings of Leon (
Tu można posłuchać.).
|
Broadway Street, ulica pełna neonów. |
Powyższy zespół podobał mi się najbardziej. Był dużym zespołem- wokalista i gitarzysta, bas, klawisze, perkusja, bębny, saksofon i trąbka. Grali covery (nawet Eminem w wersji rockowej!) oraz piosenki swojego autorstwa.
Ten niedzielny wieczór był spokojniejszy niż sobotni, nie było kolejek do wejść i takich dzikich tłumów na ulicy, ale mimo to, wszystko tętniło życiem. Czułam się o wiele lepiej, byłam wypoczęta! Bardzo udzielił mi się klimat tego miejsca, ludzie i tak ogromna ilość muzyki na żywo będącej na bardzo dobrym poziomie. Charakterystyczne dla Nashville były dziewczęce stylizacje: letnia, zwiewna, krótka sukienka i kowbojki. Zwiedziłyśmy całą ulicę i każdy bar, pub, klub, który natrafiłyśmy na swojej drodze. Zespoły muzyczne były bardzo różne. Duże, małe, samotni gitarzyści i wokaliści, czy urocze wokalistki. Nieoczekiwanie dużo czasu spędziłyśmy w karaoke bar.
W ostatnim miejscu spotkałam Polaka z Chicago. To znak, że Polacy są wszędzie!
|
Wspomniałam, że trochę jak w Teksasie? |
|
Wszyscy kochają kowbojki! |
Do hotelu wróciłyśmy chwilę przed trzecią, a powodem ostatniej przygody były nasze rozmagnesowane karty hotelowe. Musiałam iść do recepcji po nową, bo przez 15 minut nie mogłyśmy sobie z tym poradzić. Rada: nie trzymajcie ich nawet w tej samej torebce co telefon.
Planowo z Nashville wyruszyłyśmy o 10 rano. Oczywiście szalenie dodałyśmy sobie dwie godziny drogi i przejechałyśmy przez stan Kentucky, w którym żadna z nas wcześniej nie była. Na szczęście moi wspaniali hości zgodzili się, by inne dziewczyny też prowadziły samochód, więc do pierwszego przystanku powadziła Ola. Pierwszy raz siedziałam na tylnej kanapie w samochodzie, którego ZAWSZE jestem kierowcą. Oczywiście zdarzało mi się być w nim pasażerką, ale siedziałam wtedy z przodu. Tym przystankiem było muzeum marki samochodowej Corvette. Nie jesteśmy takim fankami motoryzacji, by wydawać 10 dolców na zwiedzanie, a też nie za bardzo miałyśmy na to czas, więc odpuściłyśmy oglądanie wystaw. Wizja tak dalekiej drogi do domu i korków związanych z powrotem z długiego weekendu nakazywała mi oszczędzanie każdej minuty.
|
Takie fury. Fot. Klaudia |
|
Niestety nie mogłam wymienić hondy na ten oto samochód. Fot. Ola. |
Po Oli samochód prowadziła Monika, a ja po przerwie na przekąski (kanapki z Subwaya) ucięłam sobie regenerującą drzemkę. Po niej byłam gotowa do prowadzenia samochodu przez następne 10 godzin. W Nashville jest inna strefa czasowa niż w Wirginii. Różnica to tylko jedna godzina. ale w drodze powrotnej wydłużyło nam to trasę. Tak jak wyjechałyśmy z Nashville o 10 rano, chwilę po 3 rano byłam w swoim domu.
Spontaniczny wyjazd z obcymi dziewczynami był świetnym przeżyciem. Każda przyznała, że w piątek po całym tygodniu pracy miała trochę takie "nie chce mi się", więc żadna nie oczekiwała super przygody. Wyjazd przerósł nasze wyobrażenia. Doskonale się zgrałyśmy ze sposobem podróżowania i podejściem do życia. Często dopadały nas zaraźliwe głupawki. Łącznie zamknięte w małej przestrzeni samochodu przejechałyśmy około 1800 mil = 2700 kilometrów w trzy dni i dwie noce.
Dziękuję Wam dziewczyny! Specjalne pozdrowienia dla Klaudii, Oli i Moniki! Jesteście super!
|
W skrócie. Kolaż: Klaudia |
Najbardziej Wam zazdroszczę głupawek, z wiekiem z nich się wyrasta a szkoda bo tego tak brakuje. Przynajmniej mi.
OdpowiedzUsuń